hmm... trudno tak powiedzieć, bo jednak Turcja jest bardziej cywilizowana, ale jak w mordę strzelił widzę przepiękną, zieloną, górzystą i zamgloną azjatycką, wschodnią Turcję - spoglądając przez przejście graniczne w Sarpi.
Samo przejście graniczne ma bardzo fantazyjny budynek, bardzo mi się on podoba. Po Gruzińskiej stronie cerkiew w starym stylu, po tureckiej nieduży meczet i śpiewający muezin. Widoki bardzo zachęcające. Szkoda, że nie mam tureckiej wizy, bo chętnie poleżałabym na ich plaży, po drugiej stronie :) W następnym roku będzie to bardziej realne, bo nie będzie już wiz do Turcji dla Polaków :)
Obserwujemy z M ruch graniczny, ludzi z tobołami na handel, towarem przywiezionym z Turcji, największego partnera gospodarczego Gruzji. Nic dziwnego, ze miejscowi uczą sie głównie tureckiego, na pewno przydaje im się na codzien bardziej, niż angielski i rosyjski.
Kupujemy trochę owoców, jakieś winogrona i mandarynki i najlepszą w całej Gruzji bułę, smażoną na złotobursztynowo, nadziewaną pikantnie doprawionymi ziemniakami, coś w rodzaju pączka na ostro, delicje! Na plaży towarzyszy nam pies, nie całkiem bezinteresownie, ale nawet jak już zjadłyśmy co miałyśmy do zjedzenia, nadal z nami leżał i się wygrzewał.
Popływałyśmy tu czy w Kvariati, to bez różnicy. Oprócz nas było jeszcze tylko dwoje turystów, chyba z Ukrainy.