Lądowanie. Bardzo miłe przyjęcie. Kolejka rośnie w błyskawicznym tempie. Dobrze, ze przyspieszyłam kroku po lądowaniu, nie będe musiała tak długo stać. Szkoda tylko, że nie wypełniłam formularza i muszę się cofnąc, ale z gotowym kwitkiem moge wrócic prosto do celnika uff. Nie, nie wiozę żadnych owoców.
Lotnisko w porządku, przedostaję się bezzałogową kolejką na terminal Blue Jet, gdzie muszę odsiedzieć circa 5 godzin, eeee łatwo nie będzie. Zwiedzam księgarnię. Usiłuję kupić coś do jedzenia, ale niestety żadna z moich kart nie chce działać, nawet w bankomacie, więc jestem głodna. Żenua pt czy karta zadziała, która i gdzie, będzie mi towarzyszyć do końca wyjazdu. Wniosek - jesli jesteś z Polski, lepiej zabierz ze sobą kartę visa citibanku. MasterCard i jego debetowa wersja Maestro działają tylko w niektórych miejscach.
Moja kurwiozielona walizka przyciąga wzrok wyjątkowo skutecznie, bo nawet czasem dosłownie przyciąga pana, który opuszcza miejsce pracy, aby troszkę porozmawiać. Standardowa rozmowa z turystką, plus ewidentne zauroczenie, wizytówka, propozycja lunchu jak będę na koniec w NYC. Historia życia w skrócie, czyli przystojny Kevin z Brooklynu, korzenie irlandzko-jakieś tam, były żołnierz, stacjonował jakiś czas w Niemczech, teraz ma swój biznes, który idzie całkiem dobrze, nawet jak na czasy kryzysu. Kevin umilił mi czas na JFK, ale nie odezwałam się do niego i juz więcej nie widziałam. 1. czasu na zwiedzanie NYC miałam niemal nic; 2. lunch z przypadkowo poznanym facetem, chocby nie wiem jak przystojnym, kiedy w domu czeka pyszny obiad z przemiłymi współbiesiadnikami??? No way!
Udało mi się doczekać samolotu. Jet Blue jest w porządku, ale to te "łyse" loty. Nie ma kompletnie niczego, zero jedzenia, picia, przykrycia. Za to tanio, jesli odpowiednio kupisz bilet i masz trochę szczęścia.
Śpiąca.