pierwsze, gdzie ruszyłyśmy to oczywiście plaża i... syf i malaria, góry śmieci, ułożone w stosy, które później palono. Taaak, jeśli jeździć do Gruzji nad morze, to tylko latem... Oczywiście są pewne zalety, jak ciepła pogoda i nadal na tyle ciepłe morze, zeby dało się popływać, co też chętnie wykorzystałam :) ale latem zdecydowanie jest piękniej. Byłam bardzo ciekawa, jakie będą te gruzinskie mandarynki, o których czytałam, inne owoce... takie jak kiwi i xurma (czyt. churma, inaczej kaki lub persymona). Dopiero później dowiedziałam się o czymś takim, jak feinxo, podobne do kiwi tylko o wiele mniejsze, pozbawione futra i słodziutkie.
Na szczęście wołowina u Sulejmana i kawa na piazza nadal były wyśmienite.
Ekipa naszych współtowarzyszy zwiedzała po swojemu, byli zadowoleni, zaluiczyli obowiązkowe punkty, jak na przykład ogród botaniczny, o którym przez niedopatrzenie nie napisałam w poprzedniej podróży, a jest przepiękny.