To już trzeci raz w Gruzji, ten kraj wciąga, ma w sobie coś takiego, co każe tu wracać.
Od razu po lądowaniu w Kutaisi jedziemy do centrum złapać marszrutkę do Tbilisi, a tam przesiadamy się do następnej w kierunku Stepancmindy. Mamybwyjątkowego farta i jeden kierowca dosłownie powierza nas w ręce następnego. Dzięki temu docieramy na miejsce już po 6 godzinach i możemy podziwiać piękno i majestat gór. W szczególności oczywiście ponad 5 tysięcznika i wulkanu - Kazbek wygląda czarodziejsko.
Zatrzymaliśmy się w Anano guest house, który polecam każdemu. Gospodarze mówią po rosyjsku i angielsku, są bardzo pomocni, weseli i serwują dobre śniadania oraz wyśmienitą czaczę wieczorem. Bardzo rozweselającą i wcale nie wykrzywiającą ;)
Dość szybko zgadujemy się z parą Rosjan - Daszą i Wiktorem oraz z podróżującą samotnie Edith z Hong Kongu. Idziemy na dość krótką trasę do świątyni Cminda Sameba. Jest wesoło, widoki są przepiękne, dobry wstępniak przed wyprawą nazajutrz.